niedziela, 16 marca 2014

08. Rozdział 8

 - Daj spokój, Harry! Nie mówi mi, że zmieniłeś zadanie. Twoja mama się zgodziła! - Liam praktycznie jęknął w porze lunchu. To nie było tak, że Harry nie chciał iść na imprezę, on po prostu nie chciał opuszczać Louisa. Zwłaszcza w sobotę, ponieważ wtedy nie miał szkoły i mógł spędzić z nim cały dzień. Mimo, że nie był pewien, co dokładnie było między nim i Louisem, wiedział, że czuł się zagubiony bez Louisa i był całkowicie pewien, że Louis czuł się to samo.

- Szczerze mówiąc Liam, mama dosłownie nic nie powiedziała, tylko słowo "ewentualnie". Doszedłeś do wniosków zbyt szybko. - Liam przewrócił oczami i wziął gryza sałatki. - Poza tym, słyszałem, że ma być tam alkohol, a ja nie należę do tych półnagich, pijanych nastolatków.

Liam zaśmiał się ponuro. - Od kiedy? Myślałem, że kogoś szukasz. - dokuczył mu i zaśmiał się. - Ale wiesz, że nie trzeba pieprzyć kogoś, gdy idzie się na imprezę. Nawet nie trzeba pić, żeby dobrze się bawić z przyjaciółmi. Jeśli zapomniałeś, to nie mogę pić, bo moja nerka może mnie zawieść ponownie. Zresztą nie chcę być sam.

Zawsze czuję się sam, bez Louisa.

- Cóż, myślę, że masz rację. Przyjdź jutro po południu, okej? Pójdziemy razem.

***

Szedł szybko drogą, rozglądając się po przodzie domu w poszukiwaniu niebieskich oczu. Louis obiecał, że tam będzie, kiedy przyjdzie ze szkoły, ale Harry wiedział, że miał na myśli, gdzieś gdzie mógłby go zobaczyć. Może Louis był nieśmiały i nie chciał się spotkać z jego matką.

Harry ruszył na tył ogrodu, spodziewając się chłopca, który siedziałby na huśtawce, śpiewając swoje piosenki. Ale Harry nie spotkał się z nikim, prócz kwiatów i gałęzi.

Prychnął i ruszył nogami, na przemian odwracając głowę raz w lewą raz w prawą stronę między rzędami roślin. Otworzył usta, by zawołać, ale szybko je zamknął, patrząc przez ramię, aby upewnić się, że jego mama była wewnątrz domu. Jak kłopotliwe byłoby, gdyby złapała go krzyczącego do nieznajomego? Harry uśmiechnął się trochę, ale jego uśmiech zniknął, gdy usłyszał uderzenie, pod swoim stopami.

Jego brwi uniosły się, jak odgarnął rośliny i liście na bok, odsłaniając drewniane drzwi, które zostały przykręcone na kłódkę. Jego oczy powędrowały po ciężkiej desce i zardzewiałym metalowych uchwycie, który wyglądał na solidy i otworzenie go, zajęłoby dużo czasu. Trzeba było młotka, by go otworzyć.

Westchnął i stanął prosto, udał się w kierunku przedniej części domu. Zamarł, gdy jego oczy spotkały się z kolorem granatowym.

Przed nim stała młoda dziewczyna, około czterech stóp wysokości, miała blond włosy, które kończyły się na jej ramionach. Stała prosto, miała na sobie brązową sukienkę z podartymi rękawami, które odsłaniały jej białą jak papier skórę.

Jej duże, okrągłe oczy były jasne ze szczęścia, gdy patrzyła na Harry'ego, a jej różowe usta powoli ciągnęły się w uśmiech.

- Cześć! - powiedziała, przenosząc wzrok na loki Harry'ego. - Louis miał rację, masz piękne włosy.
Harry uniósł brwi, otwierając usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu inny głos.

- Phoebe! Mówiłem Tobie i Twoim siostrom, że pod żadnym pozorem nie możecie wychodzić na zewnątrz, gdy Harry i jego rodzina są w domu! - krzyknął Louis, wychodząc za rogu krzewu. Podbiegł do siostry i chwycił ją mocno za rękę, jednak rozluźnił uścisk, kiedy spojrzał na twarz Harry'ego.

Louis podszedł do niego bliżej, puszczając rękę siostry i owinął swoje ramiona wokół Harry'ego, całując go delikatnie w policzek. - Cześć. - powiedział cicho.

Harry uśmiechnął się i położył ręce wokół małej talii Louisa, przytulając się do niego i zamykając oczy, gdy poczuł miękkie usta ocierających się o jego skórę.

Wszystko za szybko się skończyło, jak blondynka podeszła i odciągnęła Louisa, łapiąc go za rękę. - Hej, Lou. Kto to jest? - Harry spojrzał w kierunku dziewczyny, chwytając rękę Louisa.

- To jest jedna z moich młodszych sióstr, Phoebe. Przykro mi, jeśli Cię przestraszyła. - odwrócił się, by spojrzeć na nią ze zmrużonymi oczami.

Harry wzruszył ramionami. - Jest w porządku. Rozumiem, dlaczego nie chcesz, żeby była na zewnątrz i wokół. Zbyt wiele pytań, tak?

Louis kiwnął głową i uśmiechnął się zadowolony z tego, że Harry rozumie. Podniósł Phoebe na biodro i z powrotem chwycił rękę Harry'ego. - Chcesz poznać inne moje siostry?

Harry ścisną rękę i wrócił do uśmiechu, kiwając głową i ruszając z Louisem w kierunku bramy.

***

- Więc Daisy i Phoebe są bliźniaczkami i mają siedem lat. Felicite ma dwanaście, a Charlotte czternaście, już ją spotkałeś. - podkreślił Louis, wskazując na każdą dziewczynkę po kolei.

Harry nie wszystko rozumiał, ale Louis wytłumaczył mu niejasności. Louis wydawał się mieć kontrolę nad wszystkim, dziewczynki robiły wszystko, o co je poprosił. Harry przepuszczał, że to dobrze, widząc jaki Louis był dobry, po tym co zrobił jego ojczym.

- Miło było was poznać dziewczyny, ale myślę, że muszę już wracać do swojej mamy. - oznajmił Harry i spojrzał na Louisa, który zmarszczył brwi i dąsał się na niego. - Och, Harry! Widzę Cię dopiero dwadzieścia minut...

Harry uśmiechnął się i przytulił Louisa, pozostawiając pocałunek na jego włosach.

- Cóż, Ty możesz widzieć mnie do końca życia. Myślę, że nic się nie stanie przez tą godzinę lub dwie, kochanie. - Harry zaśmiał się i poczuł ciepło, które rozprzestrzeniło się po jego ciele, gdy Louis przytulił się głębiej w jego pierś.

Cztery dziewczynki siedziały na ławce, zbyt zajęte swoją rozmową, by zauważyć co się dzieje między dwoma chłopcami. Harry wyrwał je z ich własnego świata, kiedy krzykną do "do zobaczenia", gdy wyszedł i zamknął drzwi bramy, pozostawiając z tyłu oszołomionego Louisa.

czwartek, 13 marca 2014

07. Rozdział 7

Od tłumaczki: Wiem, że długo czekaliście, ale nie miałam po prostu czasu (nauka i tak dalej). Nie sprawdzałam rozdziału, zrobię to później. Opowiadanie możecie również czytać na tumblr.

Harry obudził się, gdy niebo było ciemne, a okna mokre od deszczu. Był przykryty kocem. Z korytarza do jego pokoju sączyło się przyciemnione światło, na tyle, że mógł tylko zobaczyć cienie mebli  i przypadkowe książki.

Było mu wygodnie leżąc w pościeli. Zastanawiał się, w jaki sposób się tutaj dostał. Gdy był zmęczony odrabianiem lekcji, postanowił tutaj przyjść? A może zasnął na kanapie po obiedzie i jego mama wciągnęła go do jego pokoju...

Harry zmarszczył brwi, gdy przypomniał sobie, że chciał być sam w swoim pokoju, po tym jak przyjechał ze szkoły. Zwilżył wargi językiem i zamknął oczy, starając się przypomnieć jakąkolwiek rzecz. Nie widział Louisa w tamten dzień... oh, czekaj.

Louis.

Oczy Harry'ego otworzyły się gwałtownie, a jego oddech stał się gwałtowny. W jego domu były duchy, które żyły tutaj, które obserwowały go i jego rodzinę.

Harry podniósł się z łóżka i rozglądnął się po pokoju, nie bardzo wiedząc, że jest obserwowany w ciemności. Szybko przeskanował pokój z szeroko otwartymi oczami.

Był przekonany, że jest sam w swoim pokoju, gdy nagle usłyszał słabe pukanie do drzwi. Zaczął ciężko oddychać i prawie się potknął kiedy wstawał. Harry stał zamrożony trzy metry od drzwi. Rzeczywiście nie mógł zarejestrować swoich myśli, które przebiegały przez jego umysł w tym momencie. Dopiero co został poinformowany, że jego dom jest nawiedzony, a teraz jest już po północy i ktoś jest za drzwiami jego sypialni.

Podszedł i powoli sięgnął klamkę.

Serce dudniło mu głośno w uszach, a oddech się załamał. Wiedział, że doświadczył zbyt wiele, aby się bać, więc pozbył się wszelkiego strachu i otworzył drzwi. 

Oh, powinien był się tego spodziewać.

- C-Cześć Harry... wszystko dobrze? - wyszeptał nieśmiało Louis, z dezaprobatą wyrytą na twarzy. Harry wiedział, że gapił się na Louisa nic nie mówiąc, po prostu nie wiedział jak powinien właściwie zareagować, gdy przed nim stoi duch, który zmarł dawno temu i mieszkał tutaj, podczas gdy dom należał do Harry'ego i jego rodziny. Ale ten duch... ten duch był zaniepokojony o jego. Ten piękny duch dbał o Harry'ego i jego dobre samopoczucie.

- Jezu, Lou. Właśnie się dowiedziałem, że nie żyjesz. Nie wiem, co czuję w tej chwili. - powiedział z irytacją. Harry spostrzegł, że w oczach mniejszego chłopca zebrały się łzy, które powoli zaczęły spływać po jego bladych policzkach.

- Proszę, wybacz mi. - wyszeptał drżącym głosem, wydobywając kolejne łzy. Patrzył głęboko w oczy wyższego chłopca, czekając z niecierpliwością na odpowiedź.

Harry kiwnął powoli głową, gdy uświadomił sobie, że położył rękę na ramieniu Louisa, przyciągając go bliżej do siebie, aż on delikatnie oparł głowę na jego szerokim ramieniu. Jego chłodny oddech łaskotał szyję Harry'ego, a jego małe ręce owinęły się wokół pasa zielonookiego. Harry czuł się spokojniej i wtopił się w uścisk, kiedy trzymał go przy swojej piersi, jedną ręką delikatnie pocierając jego plecy. - Oczywiście. - wyszeptał mu do ucha. - Ale chcę wiedzieć, co się stało.

Louis ścisnął z tyłu koszulkę Harry'ego, zanim go puścił. - W porządku, ale nie tutaj. Wyjdźmy na zewnątrz.

Zamieszanie przekraczało możliwości Harry'ego. - Dlaczego chcesz wyjść na zewnątrz, Lou? Tu jest ciemno, ciepło i miło. Myślałem, że jest Ci tutaj dobrze... - Louis pokręcił głową i niepewnie złapał chłopca za rękę.

- Proszę. - Jego głos dzwonił Harry'emu w uszach, jak cicha melodia. Wiedział, że nie będzie mógł sobie wybaczyć, gdy zdenerwuje Louisa jeszcze bardziej. Pozwolił wyprowadzić się z domu i pójść na huśtawkę z przodu.

***

- Proszę, usiądź. - powiedział Louis i puścił dłoń Harry'ego. Harry uśmiechnął się lekko i skinął głową,
jednocześnie delikatnie naciskając Louisa, aby również usiadł.

Louis usiadł na ziemi przed nim, patrząc w górę i czekając na dalszą rozmowę.

- Co chcesz wiedzieć? - powiedział cicho Louis, opierając brodę na dłoni i łokciem na kolanie.

Harry westchnął i załamał ręce, spuszczając wzrok na ziemię, myśląc o co zapytać. - Jak umarłeś?
Jego oczy spoczęły na małym kamyku, wstydząc się tego, o co przed chwilą zapytał. Jak można zapytać kogoś ładnie jak umarł?

Louis ścisnął wargi i wziął głęboki oddech, unosząc podbródek Harry'ego, aby spojrzeć mu w oczy. - Jest w porządku.

Harry kiwnął głową i dał mu znaczące spojrzenie na znak, aby kontynuował. Słuchał uważnie, kiedy zaczął mówić.

- Byłem ofiarą morderstwa, razem z moimi siostrami. - powiedział cicho, odwracając wzrok na ręce Harry'ego. - Zostałem pobity do nieprzytomności i pozostawiony na śmierć w mojej sypialni.

Przez chwilę zaległa cisza, zanim Harry zaczął oddychać chwiejnie i chwycił rękę Louisa. - Kto... kto zrobił Tobie coś takiego?

Louis ścisnął jego rękę. - Mój ojczym i moja mama. - wyszeptał. W oczach Harry'ego zgromadziły się łzy, gdy pomyślał jak brutalnie został potraktowany Louis.

- Dlaczego nie masz siniaków? - zapytał, brzmiąc jakby się czymś zakrztusił.

- Mój duch jest tylko obrazem, jak wyglądałem, zanim umarłem. Gdybym wyglądał, tak kiedy umarłem, to prawdopodobnie nie rozmawialibyśmy teraz. Dziękuję Bogu za to. - odpowiedział z miękkim uśmiechem, wycierając kciukiem spływającą łzę po policzku Harry'ego.

- A-Ale jesteś solidny... wypiłeś herbatę i teraz trzymasz mnie za rękę. - powiedział z niejasnym błyskiem w oczach.

- Duchy są takie same jak Ty... po prostu tylko nie mogą umrzeć. Bóg dał mi możliwość trzymania Cię za rękę, bo jesteśmy sobie przeznaczeni. - podniósł dłoń Harry'ego i delikatnie ją pocałował.

Harry uśmiechnął się w odpowiedzi, w jego głowie wirowało tysiące myśli.

- Jesteś taki piękny. - Wyszeptał, utrzymując wzrok na oczach Louisa, które przypominały ocean.

Louis pochylił się, by pocałować go w czoło. - Nie masz pojęcia, jaki jesteś wspaniały... teraz idź przygotować się do szkoły, kochany. Będę tu, kiedy wrócisz.

sobota, 8 marca 2014

06. Rozdział 6

 Od tłumaczki: Prosiłabym o zostawienie jakiegokolwiek komentarza. Chciałabym się dowiedzieć, ile osób to czyta :)

Harry obudził się wcześnie w czwartek rano. Leżał w łóżku oszołomiony, czekając aż jego oczy otworzą się całkowicie. Kiedy był w pełni świadomy, tego, co się dzieje, wpadł na dwa pomysły.

Mógł wstać i być sam, gdy niebo było jeszcze ciemne, albo mógł spać dalej i obudzić się zgodnie z planem.

Odpowiedź była dość oczywista. Harry ponownie zamknął oczy i przyciągnął poduszkę bliżej ciała. W ciągu kilku minut zasnął spokojnie.

***

Kończył jeść śniadanie, a jego matka trąbiła klaksonem na zewnątrz. Harry wybiegł i wskoczył do samochodu. Anne ruszyła samochodem, Harry spojrzał za siebie na róg domu, który prowadził do ogrodu. Zobaczył tam chłopca o niebieskich oczach, huśtającego się jak zawsze na tej samej huśtawce.

Harry odetchnął z ulgą, wiedząc, że Louis nie całkiem go opuścił, nadal istnieje i najprawdopodobniej będzie czekać na niego, kiedy wróci do domu ze szkoły.

- Hej. - szepną Liam, kiedy byli już w klasie. Harry spojrzał na niego i uniósł brew w odpowiedzi. - Będziesz na imprezie w sobotę?

Harry siedział na krześle, podczas gdy jego umysł próbował zarejestrować co do niego mówił Liam. Racja. Impreza w sobotę. U Danielle. Z Liamem. Zacisnął usta i wyluzował się na krześle. - Zapomniałem powiedzieć mamie.

 Liam przewrócił oczami i spojrzał na przód klasy, aby upewnić się, że nauczyciel nie zwraca na nich uwagi. - Cóż, zdaje się, że przyjeżdża ona dzisiaj po Ciebie. W takim razie, zapytam się jej czy możesz przyjść.

Harry westchnął i położył głowę na ławce. Jedynym powodem, dlaczego zapomniał o imprezie, było to, że ciągle myślał o Louisie. Wydawało się, że Louis był jedynym priorytetem w życiu, jak w tej chwili. Oczy Harry'ego rozszerzyły się, będąc ukrytymi za ramionami. On nawet zapomniał o pracy domowej i o tym, że jego klasa będzie pisała test. Wszystko z powodu tego jednego anioła o błękitnych oczach.

Myśli Harry'ego wędrowały do Louisa i jego doskonałości. Jego uroczy, mały nosek. Jego długie rzęsy i różowe usta. On był wspaniały. Harry nawet nie chciał myśleć o jego ciele.

Jak stwierdzono wcześniej, Harry nie bardzo wierzył we wszystko, co mówiła Biblia. W rzeczywistości, nie był pewien, czy naprawdę wierzy samej Biblii. Wiedział, że złe było myślenie o tym, ale nie wierzył do końca Bogu i jego mocy. Czy naprawdę trzeba się stosować do księgi napisanej tysiące lat temu, kiedy nie było wystarczająco dużo przepisów i ograniczeń jak dzisiaj?

I dobrze, że raczej lubił chłopców. Chodziło o to, że czuł pociąg do chłopców już od wieku dwunastu lat. Kiedy jego kuzyn przypadkowo upadł na niego i ich usta się dotknęły, a całe ich ciała zostały ściśnięte razem. Harry wtedy spędził tydzień w zaprzeczaniu swojej seksualności. Walczył ze sobą, wiedział, że Bóg będzie się boczyć na niego, jego matka wyrzuci go z domu, a Liam go opuści.


Ale kiedy wpisał w Google "Skąd wiesz, że jesteś gejem?" wszystkie znaki zostały zsumowane, a sposób w jaki patrzył na chłopców był całkowicie inny. Przyjął to, kim był.

Liam go wspierał i wcale nigdzie nie uciekł.

A co jeśli Louis nie czuł tego samego... co on czuł? Co jeśli Louis już nie będzie chciał z nim rozmawiał? Co jeśli będzie się go brzydził lub bał? Harry westchnął. Louis mnie nie skrzywdzi, prawda? On nie jest taki! Przynajmniej mam taką nadzieję...

***

 Harry wrócił do domu trochę przygnębiony. Naprawdę nie miał nadziei, że zastanie Louisa.

- Jesteś głodny, kochanie? - zapytała Anne, kiedy wszedł przez drzwi. Pokręcił głową i ruszył po schodach, nie patrząc na zmartwione oczy matki.

Otworzył drzwi do swojego pokoju i zastygł gwałtownie. Tam, na jego łóżku, siedziała mała blondynka. Jej włosy były związane w kitkę, a jej duże niebieskie oczy patrzyły na Harry'ego. Miała na sobie sukienkę i wysokie podkolanówki.

Harry otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wyszło, był zbyt oszołomiony, aby odezwać się do nieznajomego. Dziewczynka nieśmiało się uśmiechnęła i powili podniosła palec do swoich różowych ust. Ona była w jego pokoju, na jego łóżku. Oczywiście, że była.

- Harry. - odezwał się głos za nim. Harry odwrócił się, a blondynka szybko podbiegła do drzwi i je zablokowała. Harry czuł jak ogarnia go panika, zobaczył Louisa, który patrzył na niego z poczuciem winny.

- Louis! C-co ty... Kim ona jest? Co do cholery... - zaczął się jąkać, jego oczy były szeroko otwarte.

- Harry, proszę uspokój się! Ja naprawdę... naprawdę Ci to wszystko wyjaśnię! - wyszeptał Louis. Dziewczynka podeszła do Harry'ego i złapało go za rękę, ignorując, kiedy się wzdrygnął, od temperatury jej ciała. Zaprowadziła go do łóżka.

 Harry patrzył na dwoje nastolatków o niebieskich oczach, kiwnął powoli głową. - Więc... - powiedział niskim tonem.

- Dobrze, dobrze. Nazywam się Louis Tomlinson. - Harry podniósł brew i przerwał. - Uh, dzięki za informację. Możesz mi powiedzieć, dlaczego w moim pokoju jest zamrożona dziewczynka?

Louis westchnął. - Dobrze. Ale musisz obiecać, że nie będziesz mi więcej przerywał. Łatwo się denerwuję. 

Harry przewrócił oczami, ale kiwnął głową na tak, zachęcając Louisa, aby kontynuował. 

Louis zwilżył wargi językiem i wrócił do miejsca w którym stał. Spojrzał na dziewczynę siedzącą obok Harry'ego zanim zaczął rozmowę.

- Mieszkam tu od 1921 roku... razem z moimi czterema siostrami. My wciąż tu mieszkami i pilnujemy domu, ponieważ nasz ojciec zbudował go na naszą część, chcemy mieć pewność, że nic tu się nie zmieni. Żeby mieć tą pewność, musimy pilnować osób, które tutaj mieszkają. Dziewczyna która siedzi obok Ciebie jest moją najstarszą siostrą, Charlotte. Jest też Felicite i bliżniaczki Phoebe i Daisy. Ja naprawdę nie mam zamiaru Cię straszyć, ale to jest nasz dom i jest już nim ponad osiemdziesiąt lat... Wszyscy zginęliśmy w 1932 roku... od tego czasu trzymamy się razem.

Harry nie wiedział jak zareagować. Był odrętwiały, w szoku, po prostu nie wiedział co się dzieje.

- Nie.. uh... - nie umiał zestawić słów. - Nie ma mowy, to jest nie możliwe. Nie, nie, nie. Nie możesz tak po prostu włamywać się do mojego domu.

- Naszego domu. - powiedziała cicho Charlotte, wpatrując się w panikę, która widniała w oczach Harry'ego. - To jest nasz dom.

- Nasz dom. - powtarzał w głowie Harry, zanim upadł nieprzytomny w ramiona Charlotte.

Jest nasz.

piątek, 7 marca 2014

05. Rozdział 5

 Od tłumaczki: Uprzedzam, że rozdział jest nie sprawdzony, po prostu nie miałam czasu. Obiecuję, że sprawdzę jutro. Dodaję teraz, żebyście nie czekali.

 To była prawdopodobnie najlepsza noc Harry'ego. Okej, można było powiedzieć, że nie do końca najlepsza, ale spał dziewięć godzin, a to i tak sukces. Obudził się z uśmiechem na twarzy, jego mięśnie były rozluźnione, a ciało miało odpowiednią temperaturę.

I wtedy przypomniał sobie szkołę. Mimo, że miał swojego najlepszego przyjaciela, który go chronił i czynił go szczęśliwym, wciąż nienawidził lekcji, prezentacji i projektów.

Z jękiem wstał z łóżka i ruszył do łazienki po drugiej stronie korytarza. Był wtorek, czyli Gemma była na popołudniowych zajęciach, które rozpoczęły się o trzeciej. Oznaczało to, że rano był sam w domu.

Włączył wodę i zdjął ubranie. Pomyślał o Louise. Louis był idealnie połączony, zabawny i opiekuńczy. Harry wiedział, że będzie przy nim w mgnieniu oka, gdy coś mu się stanie, mimo tego że znał go tylko kilka dni. Harry potrzebował trochę więcej małego poczucia pewności, że jemu nie stanie się krzywda... uh, jeszcze raz.

Harry potrząsnął głową i wszedł pod prysznic, uczucie ciepłej wody na plecach, rozwiało wszystkie jego myśli o Louisie.

***

- Harry! - Liam podbiegł do swojego przyjaciela, a jego ekspresja była szczęśliwa o ósmej rano. Harry zastanawiał się, jak Liam mógł trzymać się planu z jego codziennymi, porannymi pracami. Liam powiedział mu jakiś czas temu o tym, że jego dzień zaczynał się o piątej rano, bo chodził na praktyki bokserskie. Harry szczerze by zwariował, gdy miał się budzić tak wcześnie.

- Harry? Miałeś ciężki poranek? - Liam zmarszczył brwi. Nie miał jak porozmawiać z Harrym, aż do tej pory. Zawsze był zadowolony z niego, razem z jego mamą. Więc, co siedziało w umyśle jego najlepszego kolegi?

Harry potrząsnął lekko głową i rozglądną się, zanim jego wzrok osiedlił się na Liamie, stojącym przed nim. - Dlaczego jesteś taki roztrzepany?

Liam uśmiechnął się, zapominając całkowicie o jego trosce o swojego przyjaciela. - Danielle zaprosiła nas na imprezę w ten weekend. Najpierw zapytaj się o zgodę mamy, wiem jaka ona jest opiekuńcza.

- Pozwoli mi. Ona się mnie pozbędzie z domu, przy każdej okazji. - westchnął Harry i skrzyżował ręce na piersi.

- Świetnie, w takim razie do zobaczenia. - Liam uśmiechnął się i poszedł do Danielle i grupy jej przyjaciół. Harry oblizał wargi i sunął dookoła oczami po wszystkich uczniach. Harry był w zasadzie niewidoczny dla setek studentów, ale był jeden, któremu przeszkadzał. Jeden raz, został popchnięty, potknął się i upadł. To był jeden z incydentów w którym w ruch poszły pięści. 

Po tym jego matka skarciła go o przemocy i jak to jego gniew nie powinien być wystawiony na kogoś innego. Harry warknął i podciągnął koszulkę do góry, odsłaniając swoje blizny które powstały, w walce z depresją. Wykrzyczał słowa, które zmieniły jego życie, ale na lepsze. - Dlaczego muszę brać to na siebie, mamo? To wcale mi nie pomaga!

Anne zaczęła płakać i przytuliła się do Harry'ego, który natychmiast objął matkę i zaakceptował jej decyzję, aby chodzić do terapeuty i pomóc sobie wygrać wojnę z "ciemnością". Zdiagnozowano u niego ciężką depresję, którą miał od trzynastego do szesnastego roku życia. W końcu, po tym wszystkim, był szczęśliwy i po raz kolejny uśmiechał się do siebie.

Teraz, w wieku osiemnastu lat, Harry czuł się jakby miał pokonać tą drogę ponownie. Jednak wiedział jak walczyć, żeby łatwo zobaczyć światło i skopać tyłek depresji. Wiedział również, że gdyby czuł się smutny, jego mama zawsze będzie obok niego, aby mu pomóc. Z drugiej strony nie chciał, żeby jego mama była zbyt zestresowana z jego powodu, dlatego postanowił zachować to dla siebie, chociaż to nie była dobra decyzja.

Winny jego "depresji" nigdy nie odszedł, ale Harry nigdy nie bał się go ponownie, ponieważ Karen, przyjaciółka Anny z kościoła, poinformowała swojego syna o sytuacji Harry'ego i Liam od zawsze, zobowiązał się do siebie i Anny, że nigdy nie pozwoli nikomu skrzywdzić Harry'ego. Dotychczas Liam miał ich wszystkich pełne zaufanie, a Harry lubił myśleć o Liamie jak o starszym bracie.

Jego "starszy brat" w zasadzie teraz, hm... porzucił go na środku placu szkolnego.

Harry pobiegł do budynku szkoły, do swojej klasy, zanim zadzwonił ostrzegawczy dzwonek.

***

Dla większości nastolatków, jazda z rodzicami samochodem jest do bani, skoro nie masz wolnej ręki i utkniesz ze skomleniem swojej mamy. Ale dla Harry'ego to było wielką ulgą. Uśmiechał się jak szalony, gdy jego mama powiedziała mu, że będzie dzisiaj w domu na noc. (Wcześniej pracowała, więc nigdy jej nie było.)

Po ostatnich incydentach, które miały miejsce, gdy był sam w domu, to chciałby, żeby jego mama była z nim tam zawsze. Grande Manor trudno było zaufać. To było do przewidzenia, przecież wszystko mogło zdarzyć się w tym domu. Dobre lub złe, ten dom był starożytny i Harry wiedział dużo o historiach tego miejsca, czasami czuł się, jakby miał w środku bibliotekę. 

Poszedł pędem w stronę domu i wziął szybki rzut oka na huśtawkę, mając nadzieję zobaczyć tam pięknego bruneta, kołyszącego się tam i z powrotem. 

Nic.

Może Louis jest na podwórku...

Pomyślał Harry, zanim jego nogi ruszyły w stronę domu, ignorując wołania własnej matki. Wędrował oczmi nad rzędami roślin, starając się dostrzec nawet głupiego kawałka białej tkaniny czy niebieskich oczu.

Nic.

Harry zmarszczył brwi, zanim powoli jeszcze raz obejrzał się dookoła. Bez znaku chłopca, Harry odwrócił się i szybko pobiegł z powrotem do swojej matki, zbliżając się z wymówką, że widział coś podejrzanego i tylko chciał się upewnić, że to nic takiego.

Anne uśmiechnęła się i pocałowała go w głowę. Zaprowadziła go do domu i zrobiła herbatę, podczas gdy czekali na przyjazd Gemmy.

***

Następny dzień był niemal powtórzeniem ostatnich dwudziestu czterech godzin, z wyjątkiem tego, że Harry był sam. Jego matka spieszyła się do pracy, nawet nie podjechała pod ich dom, tylko wysadziła Harry'ego kawałek dalej, na drodze. Szybko się pożegnała i ruszyła samochodem, pozostawiając zielonookiego chłopca z torbą pełną książek i zeszytów.


Harry miał strasznie dużo nauki. Szło mu dobrze z angielskiego i biologi, bo brał udział we wszystkich dodatkowych lekcjach i konkursach w swoich latach gimnazjalnych. Wiedza o społeczeństwie była łatwa, jak inne przedmioty. Wszystko co musiał zrobić, to zapamiętać każde zdarzenie (w tym rok) i nazwiska ludzi, którzy zmienili świat.

Mimo to, że był dobry w każdej dziedzinie, Harry i tak ciężko pracował, desperacko próbując zaimponować swojej rodzinie i pokazać im, że jego niezdrowy stan psychiczny, nie przeszkadza mu w poprawnym funkcjonowaniu. Mógł żyć, jak każdy szczęśliwy człowiek.

Na pięć godzin został sam w domu. Usiadł na schodach dworu i uczył się, czytał, pisał... i tak w kółko.

Harry próbował skupić umysł tam, gdzie chciał. Starał się myśleć o imprezie, na którą został zaproszony, o szkole i nauce, ale do jego głowy dostawała się tylko jedna myśl. 

Gdzie jest Louis?

środa, 5 marca 2014

04. Rozdział 4

 Po tym, co się stało ostatniej nocy, Harry zdecydował, że zostanie w domu samemu nie wchodziło w rachubę. Przypomniał sobie, że to był Grande Manor, w którym oczywiście działy się dziwne rzeczy.

Starał się zachować spokój, ale bez skutku. Bał się jak cholera, miał nadzieję, że nie spotka ponownie czegoś takiego.

Tak więc, gdy jego mama zostawiła go samego w domu we wtorkowe popołudnie, wyszedł i zaczął iść szybko przez ogród, ignorując dudnienie w uszach. Nie śmiał spojrzeć w okna jego domu, bał się, że mógł w nich coś zobaczyć.

Widział zbyt wiele strasznych filmów o nawiedzonych domach, nie chciał stać się przeklęty łapiąc oko jakiegoś demona.

Szedł drogą, omijając rzędy kolorowych kwiatów, wysłuchiwał uważnie wszystkich ptaków i owadów.

Brzęczenie trzmiela, obok jego ucha było na tyle ciche i przyjemne, że mógłby zasnąć, ale głośne ćwierkotanie ptaków wysoko na drzewach i ostre piski różnych zwierząt, sprowadzały go do rzeczywistości.

- I'll forget you not... I'll forget you not... I'll forget you not... I'll look for you, maybe...

Cichy głos kilka kroków dalej, przyciągnął natychmiast uwagę Harry'ego. To był miękki i delikatny, kojący głos, że Harry nie miał serca, by przerwać osobie do której należał. Zamiast tego, słuchał głosu, który kontynuował śpiew nieznanego mu utworu.

- Where'd you go? Where'd you go? Where'd you go...

Harry zamknął oczy, pozwalając, by promienie słoneczne uderzyły w jego twarz i wspaniały głos pomógł mu się powoli uspokoić.

To wszystko skończyło się zbyt szybko jak dla niego. Słońce nie dawało mu już tyle ciepła, gdy głos nagle się zatrzymał.

- H-Harry? - zabrzmiał cichy głos po jego lewej stronie. Obrócił się i jego oczy ujrzały Louisa. Niebieskooki nieznajomy zerkał zza krzaku najwidoczniej przerażony.

Harry spojrzał mu głęboko w oczy, podchodząc do niego nie wygodnie, po prostu milcząc.

- Masz piękny głos, Louis. - szepnął Harry i podszedł powoli do bladego chłopca. Louis opuścił głowę w dół, na jego policzki wkradły się małe rumieńce.

- Naprawdę? Dziękuję, Harry. Doceniam Twoją dobroć.

Harry uśmiechnął się, na widok jego grzeczności. Louis rozejrzał się i złapał wzrok loczka ponownie.

- Przykro mi, jeśli nie chcesz mnie tutaj. Jestem tak przyzwyczajony do przychodzenia tutaj i po prostu zapominam, że ten dom jest już czyjąś własnością. Wyjdę, jeśli chcesz. - słowa rozlały się z ust Louisa. Harry zmarszczył brwi i potrząsnął głową.

- Och, na pewno mi nic nie przeszkadza. Właściwie, to szedłem do środka... chcesz wejść? - zapytał Harry. Louis zawahał się, zanim odpowiedział spokojnie. - Umm... tak, jasne. - skinął głową.

Harry wziął rękę Louisa. Kiedy ją dotknął, poczuł iskry, promieniujące od chłopca.

- Jezu, Lou, jesteś lodowaty! - wykrzyknął, ściskając mocniej jego rękę i przysuwając do bliżej siebie, starając się oddać mu trochę swojego ciepła. Louis się zaśmiał.

- Tak, wiem. Mam to w rodzinie. Moja matka zawszę była zimna w środku... - powiedział z grymasem na twarzy. Harry zignorował jego spojrzenie, nie chciał więcej borykać tego tematu. Milczał, aż dotarli do drzwi i zaprowadził Louisa do kuchni.

- Jaką herbatę wolisz? Imbir lub Yorkshire? - zapytał Harry podczas kopania w szafce.

- Yorkshire, poproszę.

Usłyszał krótką odpowiedź. Postawił czajnik na kuchence i oparł się na blacie, patrząc jak Louis podziwia obrazy wiszące na ścianach. Zauważył, jak chłopiec wygodnie czuł się w domu, ale Louis powiedział mu, że ten dom był wcześniej jego własnością.

Harry spojrzał w górę, podświadomie czepiając się stroju Louisa (który był ponownie staromodny).

- Przebywasz tu dużo czasu, prawda? - zapytał Harry.

Louis przytaknął. - Tak, rzeczywiście... -zatrzymał się, gdy zauważył, że Harry się na niego gapi po raz kolejny. - ...dlaczego pytasz? - dodał szybko.

Wargi Harry'ego zacisnęły się w prostą linię.

- Czy spotkało Cię coś... paranormalnego?

Louis rozszerzył oczy, a Harry szybko zaczął kontynuować, zanim Louis mógł się sprzeciwić.

- Po prostu... jesteś tutaj dłużej niż ja, a ja widziałem pewne rzeczy i słyszałem dużo dziwnych dźwięków. Po prostu myślałem, że Ty wcześniej też coś słyszałeś. Jestem tutaj tylko tydzień, a Ty mówiłeś, że przychodzisz tutaj codziennie... - powiedział.


 Louis roześmiał się cicho do siebie, przykładając swoją małą dłoń do ust, jeśli Harry nie rozmawiałby, na tak poważny temat, uznałby to za słodkie. Uśmiechnął się i spojrzał na Louisa.


- Hm... cóż, tak. Ale nie wiem, czy powinienem Ci o tym mówić, nie chcę Cię straszyć. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś przeze mnie bał się własnego domu. - powiedział przepraszająco. Harry szybko pokręcił głową.

- Nie! Jest całkowicie w porządku, naprawdę muszę wiedzieć! Proszę. - poprosił.

Louis przygryzł wargę i westchnął, wyraźnie nadal nie mając pewności. - Widziałem małe dziewczynki, biegały i bawiły się ze sobą. Śmiały się dużo, były zawsze uśmiechnięte, więc im nie przeszkodziłem. - uśmiechnął się.

Harry patrzył na usta Louisa, czując jak kąciki jego ust unoszą się tworząc uśmiech. Chociaż jego religia nie uznawała związków tej samej płci, Harry sądził, że Louis jest naprawdę piękny. Cisza trwała, zanim słowa Louisa trafiły do Harry'ego.

Dziewczynki.

Śmiech.

Zabawa.

Szczęka Harry'ego rozluźniła się i odwrócił głowę, zamykając oczy. Jego oddech stał się ostry.

- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć, Harry.

Harry tylko potrząsnął głową, idąc w stronę czajnika, który zaczął gwizdać już dawno temu. 

- Nie, jest w porządku, Lou. - oznajmił. - Sam Cię o to prosiłem. - Nalał parującą wodę do dwóch kubków i wrzucił do każdego po torebce herbaty. Ustawił na stole cukier i mleko.

Cieszył się, póki Louis nie oświadczył, że musi już iść. Przytulił Harry'ego krótko - Trzymaj się, Harry! - zawołał zanim zamknął za sobą drzwi wejściowe. 

Harry postanowił polubić Louisa.

poniedziałek, 3 marca 2014

03. Rozdział 3

 Niezręczna cisza otoczyła dwóch chłopców. Harry zesztywniał, a jego czy rozszerzyły się. Dlaczego ten chłopak tu był? Dlaczego powiedział Harry'emu, że tu mieszka? Czy próbował go przestraszyć, żeby ten uciekł? Louis zauważył reakcję chłopca i cicho zachichotał. 
- O mój Boże, przepraszam! Nie chciałem Cię przestraszyć. Chciałem powiedzieć, że mieszkam tutaj w pobliżu. Przychodzę do tego domu często, były właściciel powinien Wam o tym powiedzieć. - powiedział z mocnym akcentem Doncaster. Harry spojrzał na niego pytająco, krzyżując ramiona i stojąc ciężarem na jednej nodze. - Gdzie właściwie, jest  to "blisko"?, przecież najbliższy dom, jest jakieś pięć mil dalej.

Błękitne oczy chłopca patrzyły na Harry'ego, jego uśmiech się załamał i spojrzał w dół na swoje kolana. Zaczął mamrotać niezrozumiały potok słów, uważnie przyglądając się swoim palcom u rąk. Harry pochylił się nieco do przodu, chcąc usłyszeć, co chłopak mówił.

- Co powiedziałeś? Nie usłyszałem, kolego. - Harry westchnął zniecierpliwiony. Louis spoglądnął na niego z wielkimi szczenięcymi oczami, jego usta zacisnęły się w prostą linię. Wziął głęboki oddech.

- Nie mam domu. Mieszkam tam, gdzie nogi mnie poniosą. - Zerknął na Harry'ego, wstał i wyciągnął rękę w jego stronę. - Muszę iść.

Harry uśmiechnął się smutno i uścisną dłoń Louisa. - Jestem Harry. Jeśli chcesz, możesz tu przebywać. - Louis potrząsnął dłoń Harry'ego, po czym ją puścił. Uśmiechnął się i zaczął iść w kierunku bramy wyjścia, odwrócił się tylko raz, by spojrzeć jak burza loków znika w oddali.

***

Harry kołysał się i śpiewał do siebie, siedząc na huśtawce już dobrą godzinę lub dwie, do czasu gdy Anne zawołała go do środka, aby pomógł jej z obiadem. Gemma wróciła już do domu jakieś dwadzieścia minut temu, więc była już w kuchni. - Huśtawka jest wspaniała. - skomentował, patrząc na gotujące się ziemniaki.

Anne uśmiechnęła się do siebie, kiedy ustawiała talerze na stole. Patrzyła na Harry'ego jak pomagał stawiać naczynia, była z niego dumna.

***

Harry trzymał głowę w dół, idąc szkolnym korytarzem, upewniając się, aby nie złapać niczyich oczu. Nauczył się jednej rzeczy w szkole, było to nie zaglądanie komuś w oczy, ponieważ ten ktoś mógł wyczytać z nich wszystko. Ludzie byli jak psy, które wywąchiwały uzależnionych od narkotyków lub odnajdywały zaginione dzieci, ale wyczuwały też wrażliwość i strach. Wyglądają przyjaźnie dla swoich celów, a później ujawniają swoje prawdziwe oblicze. Harry szczerze nie potrzebował nikogo, po tym, co przeszedł dawno temu.

Miał przyjaciela Liama, zawsze go chronił, jeśli ktoś chciał zrobić z niego popychadło. Wiele osób się go bało, po prostu wiedzieli, że brał lekcje boksu. Liam i Harry wiedzieli o sobie wszystko. Liam rozumiał Harry'ego bez słowa. Szczerze mówiąc, Harry'emu było dobrze tylko z jednym znajomym, nawet jeśli dziewczyna Liama przebywała z nim przez większość czasu.

Liam wyrwał Harry'ego z myśli, kiedy położył rękę na jego ramieniu, idąc z nim w kierunku szafki. - Wydajesz się nieco inny, Haz... Czy stało się coś w domu w ten weekend? Czy w Twoim kościele ksiądz znowu powiedział coś o prawach gejów? - skrzywił się. Harry pokręcił szybko głową, nie chcąc, by przyjaciel ocenił księdza Jakuba pochopnie. - Nie, zdecydowanie nie. Tyle, że... cóż, pierwsza noc w nowym domu. Słyszałem kroki i takie tam.

Liam wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się. - Stary, to jest mega! Coś jeszcze? - Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem. Jak on mógł myśleć, że to jest fajne? Harry przypomniał sobie, jakie to było wstrząsające. Był pewien, że Liam zareagował by tak samo jak on. 

- Tak, myślę kurwa, że umarłbyś ze strachu. - Zignorował Liama, za to ten rzucił ostrzegawczym spojrzeniem na przekleństwo, zdecydowanie powinien udać się do kościoła w tym tygodniu. Jego matka niestety powiedziała pewnej osobie, żeby miała oko na Harry'ego w szkole, by upewnić się, że zachowuję się dobrze i w szacunku do Boga. Harry musiał przyznać, że Liam spisywał się fantastycznie w tej robocie, jak do tej pory. - Słyszałem też chichot, który był tuż za moimi drzwiami. Chichot.

Harry zatrzymał się przy szafce, wyciągnął z niej materiały potrzebne Liamowi na pierwsze zajęcia. - Wow... to szaleństwo. Nie sądzisz przecież... no wiesz... że ktoś chce zrobić Ci krzywdę, prawda? - Harry zamknął swoją szafkę i spojrzał na Liama. - Hej! - usłyszeli głos wydobywający się z małego ciała. Dziewczyna dołączyła do nich, Liam owinął swoją rękę wokół jej tali i pocałował ją w odpowiedzi. Harry stał niezgrabnie przed nimi.

- Cześć, Harry! - przywitała się z uśmiechem. Harry posłał jej uśmiech. Zadzwonił dzwonek i wszyscy udali się do klasy od biologii.

***   

Po pełnym dniu PDA, Harry wreszcie z ulgą wrócił do domu, chcąc odpocząć. Harry nie powiedziałby, że był zazdrosny o Liama i Danielle. Nawet cieszył go fakt, że mają oni silne i zdrowe relacje. Ostatnią dziewczynę Harry miał w ósmej klasie. Miała na imię Jade, była najsłodszą i najcichszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkał. Niestety zerwał z nią, w lecie, zanim jeszcze zaczął liceum. Ona ciągle piła z przyjaciółmi, puszczała się z kim popadnie (chociaż miała chłopaka), Harry po prostu stracił do niej szacunek i się rozstali, ale bez żadnych większych komplikacji. Jade na szczęście zrozumiała i nadal uśmiechała się do niego na korytarzu. Harry zdał sobie sprawę, że po prostu nie znalazł jeszcze właściwej dziewczyny. Nie, że jej szukał. Teraz wiedział, że jego mama potrzebuje go bardziej niż kiedykolwiek, z powodu rozwodu z ojcem. Mimo wszystko, to ona pomogła mu się pozbierać. 

Od czasu przeprowadzki do Grande Manor, Harry nie mógł znaleźć autobusu, który jechałby na tyle daleko, aby zawieźć go po szkole do domu, więc Anne wzięła trochę czasu wolnego, aby móc odbierać go ze szkoły, po czym szybko wracała do pracy. Harry przypomniał sobie, aby podziękować mamie, był wdzięczny, że tak jemu pomagała. Gemma była szczęściarą (zresztą kiedy ona nie była?) i jeździła sama do szkoły i z powrotem. Przynajmniej ona miała życie pod kontrolą. 

Anne pocałowała syna w policzek na pożegnanie, spiesząc z powrotem do samochodu, opuszczając dom. Harry ruszył do lodówki, czując potrzebę głodu.

Usiadł na jednym krześle od stolików barowych, wziął ciastko w rękę i postawił szklankę soku na przeciwko siebie. Gdy nagle usłyszał to coś. Odrębny, spokojny, subtelny... na pewno to słyszał. Zatrzymał przeżuwanie ciastka i uniósł głowę wysoko, przechylając ją delikatnie, tak, że jego ucho znajdowało się na przeciwko schodów. To nie był ten sam dźwięk co poprzednio... to było wycie, pociąganie nosem. Krzyk, ktoś płakał w jego domu. Co jeśli Harry był w niebezpieczeństwie?

Harry wysłuchiwał przerywany krzyk i szloch. Powoli wstał z fotela, przestraszony i zdezorientowany. Okrzyki stawały się pozornie coraz głośniejsze. Harry skierował się w stronę schodów, każdy jego krok, to każdy nowy i coraz głośniejszy krzyk z nieznanego źródła. Nowy gwałtowny oddech, nowy szloch.

Znajdował się już na szczycie schodów, gdy przerwał swoje ruchy, wysłuchując nierównego oddechu i płaczu wydobywającego się z końca korytarza... z jego pokoju. Szedł szybko, ale po cichu. Dywan pod jego stopami, zmniejszał hałas który on wydobywał. Zatrzymał się przed drzwiami swojego pokoju.

Położył dłoń na klamce i przycisnął swoje ucho do drzwi. Harry uważnie słuchał krzyków. Brzmiały tak złamanie, pusto... że to wystarczało, aby łzy napłynęły do jego oczu.

Biorąc głęboki oddech, pchnął drzwi, ignorując huk drewna który wydobył się w połączeniu ze ścianą. 

Przeskanował oczami pokoju. Nie zauważył niczego innego. Nikt nie siedział na łóżku czy na krześle w ciemnym kącie. Wszystko było tak, jak to zostawił.

Harry odetchnął głęboko, zimnym powietrzem. Potrząsną głową, nie chciał uwierzyć, że ktokolwiek tu był, być może nadal się tutaj znajdował.

niedziela, 2 marca 2014

02. Rozdział 2

 - Harry obudź się. Masz godzinę na przygotowanie się do kościoła. - Było wcześnie rano. Harry'ego obudził głos Anne. Harry otworzył oczy na trzy, był zbyt przestraszony i spanikowany. Zrzucił nogi z łóżka i ruszył do łazienki, która znajdowała się po drugiej stronie korytarza. Szybko sprawdził czy nie było w niej żadnych pajęczyn i robaków, po czym wszedł pod prysznic i się przemył. Jego żołądek kurczył się z głodu.

Harry zmywał naczynia w zlewie i słuchał rozmowy Anny i Gemmy w jadalni. - Dobrze spałaś? - Harry wszedł do pokoju i zaczął sprzątać serwetki i opakowania, pomagając matce posprzątać stół. Gemma podniosła talerz i chwyciła szklankę drugą ręką. - Jasne! Dom był ciepły i cichy. - Brwi Harry'ego uniosły się. Cichy?
  
- Wy nie... nie słyszałyście niczego? - zapytał. Anne uniosła brwi na syna. - A miałam coś słyszeć?

Harry potrząsnął głową i wyrzucił z myśli to, o czym przed chwilą sobie pomyślał. Chwycił kurtkę i czekał na dziewczyny, aż przygotują się do wyjścia.

***
Zazwyczaj Harry skupiał całą uwagę na modlitwie. Wiedział, że jego matka i ojciec, chcieli by został jak najlepiej wychowany, na lojalnego i religijnego człowieka. Mimo, że wierzył w Boga, nie wierzył we wszystko co było napisane w Biblii. Ale słuchał każdego słowa którego mówiła, każda niedziela była dla niego dniem szczególnym.

Jednak tym razem, jego umysł zaprzątało coś innego.

Grande Manor, jego dom. Czy możliwe, że w nim straszyło? Huśtawka kołysząca się, bez niczyjej pomocy, kroki na korytarzu, gdy każdy w domu spał, chichot pozornie młodej dziewczyny. Najmłodsza pani w domu miała 24 lata, była to Gemma. Harry nie chciał wierzyć, we wszystko co mu opowiadali. Ale teraz, opowieść o "dzieciach" nabrała nagle sensu.

Harry ocknął się z transu, gdy ich rząd został powołany do przyjęcia komunii. Jego matka rzuciła mu surowe spojrzenie, a Gemma zachichotała. 

***

Gemma poszła z koleżanką, więc w samochodzie została tylko Anne i jej syn. Spojrzała na prawo, widząc jak jej syn patrzy przez okno, pogrążony w myślach. - Harry. - zaczęła. Chłopak odwrócił głowę, wiedząc, że nie należy ignorować własnej matki. - Tak, mamo?

Westchnęła, patrząc na niego. Był dobrym chłopcem i nigdy nie było z nim kłopotów. Jedyny problem, który miała z nim naprawdę, to była ciężka depresja z którą zmagał się gdy miał trzynaście lat, wtedy też próbował się samookaleczać. Anne nie pozwalała na żadne tajemnice w rodzinie, po tym, co się stało. Harry musiał odpowiadać na każde pytanie szczerze.
- Dlaczego byłeś taki roztargniony podczas dzisiejszej Mszy? - zapytała cicho, nie spuszczając wzroku z drogi. Harry przełknął ślinę i przesunął się w fotelu. Minęło kilka chwili, ale Anne nic nie powiedziała, tylko czekała aż Harry jej odpowie. Chłopak zamknął oczy i westchną, zanim w końcu odpowiedział. - Słyszałem coś dzisiaj w nocy i później nie mogłem spać.

Anne zmarszczyła brwi. - Co słyszałeś?

- Najpierw usłyszałem pukanie w pokoju, obok mnie, wydobywało się ze ściany. Potem huk na dole i kroki na korytarzu. Naprawdę widziałem lekkie ślady, jak ślady jakiegoś dziecka. Ostatnią rzeczą jaką usłyszałem był chichot, tuż obok moich drzwi. To coś było dosłownie po drugiej stronie tego kawałka drewna, mamo! Byłem przerażony.

Anne wzięła głęboki wdech i spoglądnęła na syna. Złapała dłoń Harry'ego. - Jestem pewna, że byłeś po prostu zmęczony, kochanie. Po prostu... powiedz mi następnym razem, gdy coś usłyszysz, dobrze? - powiedziała powoli, czując się po prostu głupio o tym mówić. Harry kiwnął głową i z powrotem odwrócił się do okna, wciąż trzymając dłoń matki.

***

Tak szybko, jak ich samochód zaparkował przed domem, Harry wysiadł i ruszył w kierunku domu. Anne pozwoliła mu odejść, wiedząc że jej syn lubi przebywać sam.

Chłopak przeszedł przez rzędy różnych roślin i kwiatów, niektórych dotykając. Natknął się na ławkę i usiadł na niej, patrząc na masywny przed nim dom. Wyglądał ponuro od tyłu. Nie było żadnych posągów, aby go ożywić, tylko mech i cegły.

Oderwał wzrok od budynku i teraz spoglądał na drzewo. Harry po raz kolejny był w szoku. Jego mięśnie napięły się, a oddech się zatrzymał, ale tylko na chwilę, zanim zorientował się, że powinien chyba oddychać, jeśli chce dalej żyć.

Huśtawka poruszała się ponownie, jednak nie sama. Nie, nie, nie. Tym zaskoczeniem Harry'ego był chłopak o brązowych włosach. Siedział na huśtawce, odpychając się nogami od ziemi. 

Stopy Harry'ego zaczęły poruszać się same i zanim się zorientował, co się dzieje, stał siedem metrów od chłopca. Nieznajomy był nadal nie świadomy obecności loczka, nucił cicho jakąś piosenkę, której Harry nigdy nie słyszał. Harry odchrząknął, skutecznie zdobywając uwagę chłopca. Nie był zaskoczony czy przerażony. Zamiast tego łagodnie się uśmiechał, kiedy odwrócił się w stronę Harry'ego. Miał niebieskie oczy jak niebo i bladą twarz. Harry wpatrywał się w jego oczy, po chwili mrugnął i wziął głęboki oddech.
- Cześć, kim jesteś?

Chłopiec wstał z huśtawki, ale tylko po to, żeby usiąść na niej z powrotem, ale tym razem w kierunku loczka. Miał na sobie ubrania, które Harry widział tylko w podręczniku od historii. Brązowe spodnie z szelkami i czarną koszulkę z długim rękawem. Jego buty były ciemnoszare, sznurowane. Wyglądały jak te, które nosili wszyscy na początku 1900 roku. Pasowały mu, ale przecież był rok 2013. Chłopiec o jasnoniebieskich oczach patrzył na Harry'ego, ciekaw jak na jego widok zareaguje.

- Nazywam się Louis, mieszkam tutaj.